Miejskie crossovery dla każdego

Rynek małych SUV-ów rozwija się w najlepsze i nic nie wskazuje na to, żeby w nadchodzących latach cos miało się zmienić w tej kwestii. Okazuje się, że jest jeszcze bardzo dużo miejsca dla kolejnych pojawiających się modeli, a każdy powinien znaleźć odpowiedni dla siebie.

Zasada jest prosta. Auto w tym segmencie ma mieć nie więcej niż 4,3 metra długości, 1,6 wysokości i podwyższony prześwit. Nikt nie oczekuje od tych aut napędu na wszystkie koła, oraz ponadprzeciętnej dzielności w terenie, ponieważ crossovery użytkowane są głównie w miejskiej dżungli i na utwardzonej nawierzchni. Tylko w wyjątkowych sytuacjach opony zetkną się z luźną nawierzchnią, dlatego przeważająca część tych aut kupowana jest przez klientów wyłącznie z napędem na przednią oś. Takie rozwiązanie dyktuje przede wszystkim warunek ekonomiczny. Samochody są konstrukcyjnie prostsze i tańsze w produkcji. Klienci świadomi możliwości i ograniczonych zdolności terenowych tych samochodów także traktują je jako modne pojazdy do codziennych zadań. Jednak nie tylko moda spowodowała ten boom na małe pseudo terenówki. Wydaje mi się, że to właśnie ich walory praktyczne tak bardzo przyciągają nabywców do salonów. Badania pokazują, że tendencja wzrostowa potrwa jeszcze przynajmniej 5 lat, a ogólny wolumen sprzedaży aut typu SUV osiągnie poziom 20 procent ogółu nowych samochodów na drogach. Bardziej obrazowo można powiedzieć, że na co piąte auto na ulicy będzie SUV-em. Nie można nie zgodzić się z oczywistymi atutami crossoverów. Podwyższone nadwozie oraz wysokie zawieszenie to przede wszystkim wygoda wsiadania do auta. Siedziska foteli na poziomie pośladków dbają o nasze kręgosłupy i kolana. Duże koła, dzisiaj standardem są już obręcze 17 calowe i większe, na których zamontowano mięsiste opony, zapewniają komfort podróżowania. Nie straszne im dziurawe drogi oraz wysokie przeszkody. Przypomnijcie sobie, ile razy zahaczyliście zderzakiem lub progiem o betonowy krawężnik. Pozycja za kierownicą jest bardziej ergonomiczna. Kierowca siedzi bardziej wyprostowany, a uda spoczywają wygodnie na siedziskach. Oczywiście wysoka pozycja nie każdemu od razu przypadnie do gustu, ale chyba nie da się dyskutować z argumentem jakim jest lepsza widoczność. Na koniec właściwości jezdne. Zazwyczaj zawieszenie w tych autach zestrojone jest komfortowo, co wpływa na pozytywne odczucia podczas jazdy i jednocześnie uspokaja ruch na drodze, bo nikt nie będzie się ścigał autem, które nie jest do tego stworzone… W ostatnich miesięcy miałem okazję przetestować kilka modeli i chciałbym się podzielić z Wami wrażeniami, jakie wywarły na mnie. Na wstępie napisałem, że segment crossoverów rozwija się dzięki modzie na te auta.

Stylowo przez miasto


Jeśli zatem moda, to mistrzami w tej kwestii są Włosi. Fiat 500X jest strzałem w dziesiątkę dla tych, którzy chcą się wyróżnić miejskim gąszczu. Oczywiste nawiązania do kultowej pięćsetki były zdecydowanie dobrym posunięciem projektantów. Napompowany Fiat jest po prostu ładny. Obłe linie nadwozia nie pozostawiają nikogo obojętnym, a wygodne i stylowe wnętrze zachęca do podróży. Samochód świetnie czuje się w mieście, jest zwrotny, a za sprawą silnika 1,4T-Jet o mocy 140KM również dynamiczny. Delikatne uwagi mam do manualnej skrzyni biegów, która nie do końca nadąża precyzją na fantastycznym silnikiem. Ogromne fotele są po prostu wygodne. Nawet dłuższa podróż nie powoduje bólu pleców.

Wskaźniki są czytelne i łatwo dostępne. O ile zestaw multimedialny działa poprawnie, to przyczepić mogę się do tłumaczenia na język Polski poszczególnych funkcji. Wiele z nich ma rozbudowane, kilkuwyrazowe nazwy, co wymusiło zastosowanie skrótów. W konsekwencji kierowca musi domyślać się czego dotyczy dane menu, a przeciez powinien skupić się przede wszystkim na jeździe i przyjemności z niej. Tu nie ma się do czego przyczepić. Szczególnie, jeśli przełączymy się w tryb sport. Fiat potrafi pokazać na co go stać, jednak potrzebuje do tego odpowiedniej dawki paliwa. Podczas dynamicznej jazdy nie trudno będzie osiągnąć wynik powyżej 10 litrów na 100 kilometrów. Styl jednak musi kosztować, więc 500X dostaje ode mnie rozgrzeszenie, tym bardziej,  że podczas spokojnej jazdy zapotrzebowanie na benzynę spada do 6,5 litra.

Po japońsku


Podążając tropem stylu na pewno natraficie na Toyotę C-HR. Nadwozie tego Japończyka bezwzględnie podporządkowano modzie. To auto po prostu musi być widać. Jeśli ktoś zarzucał Toyocie, że produkuje nudne samochody, od chwili pojawienia się tego modelu na rynku stracił argumenty. Autem miałem okazję podróżować po Polsce chwilę po pojawieniu się modelu w sprzedaży i powiem, że dawno nie obserwowałem takiego zainteresowania przechodniów oraz innych uczestników ruchu. Nie było parkingu, na którym niby przypadkiem ludzie obchodzili Toyotę dookoła. Ci odważniejsi przystawali i zaglądali do środka. Ten widok przypomniał mi obrazy z dzieciństwa, gdy w Sopocie w okolicach „Monciaka” niedaleko Grand Hotelu ktoś z zagranicznych gości zaparkował Porsche 911 lub sportowego Mercedesa. I ta mina, gdy otwierając auto udajesz, że cię to nie obchodzi… Wewnątrz jest równie dizajnersko jak na zewnątrz.

Na uwagę zasługuje bardzo wygodna kierownica i fotele przednie. Deska rozdzielcza została ładnie zaprojektowana, a materiały wykończeniowe są dobrej jakości. Projektanci przesadzili jednak w jednej kwestii. Schowka przed pasażerem nie da się otworzyć podczas jazdy. I nie dlatego, że się zacina. Nic z tych rzeczy. Nie pozwolą na to kolana pasażera. Deska rozdzielcza i tunel środkowy są w tym miejscu tak wyprofilowane, że nie będziecie w stanie nawet wsunąć dłoni do schowka, żeby coś z niego wyjąć. Zwróćcie więc uwagę, co tam chowacie, bo trzeba będzie się zatrzymać i poprosić pasażera, żeby na chwilę wysiadł. Pół biedy, jeśli to będzie „On”… Jesień, pada deszcz, jedziecie do restauracji. Nagle wyrywa Ci się zdanie: „Kochanie, musisz na sekundkę wyskoczyć z auta, bo chciałbym wyjąć pendrive z naszą ulubioną muzyką” … kurtyna. C-HR nie jest autem rodzinnym. Z tyłu jest mało miejsca, a wysoka linia okien potęguje wrażenie ciasnoty. Jeśli jednak jeździcie maksymalnie we dwoje, będzie Wam wygodnie. Wnętrze jest jakby szyte na miarę i miło otula swoich pasażerów. Egzemplarz, którym jeździłem, wyposażony był w silnik o pojemności 1,2 litra i mocy 116KM. Fantastyczna konfiguracja do tego małego auta. Oczywiście na topie są teraz hybrydy i w dobrym tonie jest zamówić Toyotę właśnie z takim napędem, jednak osobiście uważam, że to właśnie jednostka benzynowa najlepiej pasuje do charakteru C-HR. Jest cicha, dynamiczna i nie brakuje jej momentu obrotowego. Jeśli nie szalejemy zbytnio, spalanie można utrzymać na poziomie 7 litrów na 100 kilometrów. Również na autostradzie jest przyzwoicie i dopiero prędkości dozwolone u naszych zachodnich sąsiadów spowodują, że komputer pokaże liczbę dwucyfrową. Zbiornik paliwa pozwoli wtedy na przejechanie 300 kilometrów, bo będziecie w stanie zatankować do niego 34 litry paliwa. Auto jest jednak dobrze wyciszone i szybka jazda nie będzie męcząca. Najlepiej C-HR będzie się jednak sprawdzać w mieście, gdzie będzie mogła cieszyć oko innych użytkowników dróg. Fantastyczna propozycja dla pań, ale i mężczyzna nie będzie w niej wyglądał źle.

Paris, Paris


Peugeot 2008 to kolejny z przedstawicieli modeli, które będziemy kupować sercem. O ile jego wygląd zewnętrzny jest już bardziej zachowawczy, to w środku jest po prostu rewelacyjnie. I pod względem dizajnu, i wykończenia, i wygody foteli i wielkości wnętrza. Crossover przypominający bardzo mniejszego brata, model 208, okazuje się być trafionym wyborem, jeśli zależy Wam na przewożeniu rodziny. Z tyłu miejsca jest dużo i nie tylko dla małych dzieci. Spokojnie będziecie mogli podwozić do pracy swoich sąsiadów, a ci z premedytacją będą się spóźniać na autobus, żeby z tej pomocy skorzystać.

Uwagę muszę zwrócić na ukształtowanie deski rozdzielczej, szczególnie ze strony pasażera. Dawno nie widziałem tak ogromnej przestrzeni na kolana i nogi. Gdybyście kiedyś mieli być taksówkarzem w Kairze, to Peugeot 2008 jest bezdyskusyjnie najlepszym wyborem. W tamtych warunkach spokojnie zmieścicie przed pasażerem jeszcze dwóch dorosłych mężczyzn i będzie im wygodnie. Kierowca na pewno doceni małą kierownicę, choć jej spłaszczenie na dole nie każdemu przypadnie do gustu. Fotele przednie wymuszają trochę pozycję jak na imieninach u cioci przy stole, ale wygodzie foteli nie można niczego zarzucić. Może brakować czasem trzymania bocznego, bo silnik 1,2 Pure Tech, choć trzycylindrowy, to swoją dynamiką zachęca do wciśnięcia pedału gazu. Do tego przyjemnie brzmi. Świetna jest także widoczność do przodu i ogólna poręczność w mieście, bo 2008 okazuje się bardzo zwrotne.

Do miasta i za miasto


Opel Mokka X, zaskoczył mnie pozytywnie w praktycznie każdej kwestii. Przyczepiłbym się jedynie do silnika testowego egzemplarza, ale o tym później. Niemiecki Crossover wyposażony był w napęd na wszystkie koła i okazało się to jego ogromną zaletą. Świetna trakcja na mokrej nawierzchni oraz dużo frajdy podczas pokonywania dróg pojezierza brodnickiego udowodniły, że choć napęd 4×4 to opcja wymierająca w segmencie miejskich SUV-ów, warto mieć ją na liście konfigurując swoje auto. Mokka X pewnie trzyma się drogi i daje kierowcy dużo przyjemności podczas jazdy, nie zaskakuje przy tym żadnym niepewnym zachowaniem. Wnętrze jest również obszerne i dobrze wykończone. Bardzo przyjemna i miękka jest kierownica. Aż chce się ją trzymać, tym bardziej, że w moim egzemplarzu była podgrzewana. Bardzo przydatna funkcja w pierwszej części tegorocznego lata… Tak w ogóle, to Mokka X może z powodzeniem konkurować z Oplem Astrą, jeśli nie potrzebujecie odmiany kombi. Bagażnik 356 litrów okazuje się całkiem pojemny w codziennym użytkowaniu, tym bardziej, że jest bardzo ustawny. Z tyłu spokojnie zmieścicie dzieciaki i nie będą one narzekać, na brak miejsca. Opel wydaje się również autem najbardziej wyważonym i to chyba w każdej dziedzinie. Nie jest szczególnie ekstrawagancki i ostentacyjny, chociaż nie można odmówić mu urody. Takiej bardziej męskiej urody…

Wnętrze jest stonowane stylistycznie, ale wszystko znajdziemy pod ręką. Bardzo dobrze się prowadzi, a napęd 4×4 pozwoli wybrać się zimą w góry, bez obawy, że nie podjedziemy do Bukowiny Tatrzańskiej od strony Poronina. A wierzcie mi, zdarzyło mi się tam założyć łańcuchy na koła. Przyczepić się mogę jedynie do silnika. Benzynowa jednostka o pojemności 1,4 litra generuje 140 koni mechanicznych. Maryla Rodowicz śpiewała kiedyś: „i tylko koni żal”. No właśnie żal, bo jakoś ich nie widać pod maską Mokki. Podczas przyspieszania, auto zachowuje się subiektywnie ociężale, jakby nie za bardzo chciało się rozpędzać. Być może moje wrażenie zostało przesłonięte doskonałą dynamiką Opla Astry, która z silnikiem o mocy 125KM w trybie sport zachowuje się jak wyścigówka. Być może jest to kwestia masy auta (1378kg), być może mniejszego momentu obrotowego silnika. Na co dzień nie będzie źle, ale zawieszenie i układ napędowy powalają na dużo więcej niż silnik.

Na wojskowo, terenowo


Na koniec zostawiłem sobie auto, które zaskoczyło mnie najbardziej. Jeep Renegade, klasyfikowany jest jako miejski crossover, ale biada temu, kto będzie się z niego naśmiewał. On nie tylko wygląda jak mała terenówka. On jest terenówką, do tego bardzo męską i zadziorną. Niby konstrukcyjnie spokrewniony z Fiatem 500X, jest od niego kompletnie różny i to w każdym calu. Jeep nie boi się zaoferować klientom gamy kolorystycznej rodem z pracowni Andiego Warhola, dlatego Wasz egzemplarz może być naprawdę wyjątkowy. Kształt karoserii, mocno zarysowany przód oraz prawie pionowa szyba przednia nawiązują do większego modelu Wrangler.

W środku zaś wrażenie miałem jakbym siedział w aucie przynajmniej o dwa numery większym. Musielibyście mieć ręce orangutana, żeby dotknąć przedniej szyby z pozycji kierowcy. Daleko wysunięty dach potęguje wrażenie przebywania w małym czołgu, ale uczucie jest jak najbardziej pozytywne. Wersję na 75-lecie marki możecie zamówić w zielonym, wojskowym lakierze, a zamiast dwa szyberdachy wyglądają jak włazy w czołgu. Co ciekawe, na pokładzie znajduje się specjalny kluczyk, który pozwala na całkowite usunięcie owych włazów. Będziecie mogli wtedy całą rodziną bawić się w „Czterech Pancernych… i Psa…” Renegade posiada wiele smaczków nawiązujących do historii marki. Elementy wyposażenia posiadają nawiązania do charakterystycznego grilla marki Jeep, a z prawej strony, po przedniej szybie wspina się klasyczny Willis. Fajnie. I całkiem wygodnie. W pełnym oglądzie sytuacji przeszkadzają trochę masywne przednie słupki, ale ogólne wrażenie jest bardzo dobre. Miałem okazję jeździć wersją z dwulitrowym dizlem o mocy 120KM i manualną skrzynią biegów. Auto miało oczywiście napęd na wszystkie koła, z wyborem trybów terenowych. Optymalny napęd i niezrównane w tej klasie właściwości terenowe. Górki, piach, błoto… jeśli mieszkacie pod miastem, a waszym sąsiadem jest właściciel tartaku, to musicie kupić sobie Renegade. Ten Jeep w kategorii właściwości terenowe nie ma konkurencji. Do tego na asfalcie też radzi sobie całkiem dobrze i świetnie wygląda ubłocony w sobotę pod supermarketem.

Jak widać, co marka, to inny przepis na miejskiego crossovera. Może być modnie, stylowo, odważnie, ale również pragmatycznie i użytkowo. Możliwości jest wiele, bo praktycznie każda marka jest w stanie zaoferować Wam któryś ze swoich modeli. Jedno jest pewne. Zanim dokonacie wyboru, skorzystajcie z jazdy próbnej, bo może się okazać, że model, którego nie bralibyście pod uwagę spełni wszystkie Wasze oczekiwania lub zaskoczy czymś szczególnym. Jedno jest pewne, Małe SUV-y są doskonałą alternatywą dla klasy kompaktów, a za ich zakupem przemawia nie tylko moda.