
Rozmowa z Michałem Kościuszko, wicemistrzem świata w klasyfikacji JWRC
– Zaczynał pan karierę 11 lat temu, jako 15-latek…
– Moja kariera od początku przebiega w bardzo przemyślany sposób. Najpierw prowadził mnie tata; wysłał mnie do włoskiej szkoły kartingowej, gdzie przygotowywałem się do startów w towarzystwie najlepszych zawodników. Tata od początku zaszczepił we mnie w pełni profesjonalne podejście do ścigania. Nigdy nie traktowałem tego w kategorii hobby czy zabawy. Szkoda czasu i energii na tego typu podejście. Gdy coś zaczynam robić, robię to na serio. Każdy kilometr w wyczynowym aucie traktuję jako możliwość poznania czegoś nowego, staram się rozwijać jako kierowca. W wyczynowym sporcie nie ma miejsca na brak profesjonalizmu, tacy zawodnicy szybko się wykruszają, tracą motywację lub po prostu nie wykorzystują swojej szansy. Miałem już kilka bardzo ważnych, wręcz przełomowych chwil w swojej karierze, w których musiałem wykorzystać swoje „pięć minut”. Na szczęście jestem tu, gdzie jestem, więc mogę powiedzieć, że się udało.
– Co najlepszego do tego pory zdarzyło się w pańskiej karierze rajdowca? Najcenniejszy sukces i największa porażka?
– Trudno odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Dla mnie to kariera sama w sobie. Kocham to, co robię, wiem jakim jestem szczęściarzem, że moja największa pasja jest również moim zawodem. Nie znam zbyt wielu osób, które mogłyby powiedzieć, że kochają swoją pracę. Oczywiście, nieliczni zdają sobie sprawę, jak wielu wyrzeczeń wymaga ten sport, jak bardzo absorbuje myśli, nawet kiedy nie jestem na zawodach. Większość ludzi kończy pracę o godz. 17.00 i idzie do domu. W moim przypadku jest inaczej, nie da się zupełnie wyłączyć, ciągle ktoś dzwoni, coś się dzieje. Czasami wstaję w nocy, bo koniecznie muszę zapisać jakiś pomysł dotyczący ustawienia zawieszenia… Pytała pani o mój największy sukcesu sportowy – liczę, że już niedługo spełni się moje marzenie i będę mógł przed nazwiskiem dopisać MŚ. Na razie wicemistrzostwo świata juniorów wywalczone w 2009 roku jest dla mnie najważniejsze. A porażka? Już żadnej nie pamiętam, koncentruję się na pozytywnych wspomnieniach.
– Jakie to uczucie być najbardziej utytułowanym Polakiem w Mistrzostwach Świata WRC i jednocześnie najmłodszym?
– Nie lubię o sobie mówić w takich kategoriach. Tytuły i zwycięstwa traktuję jako bardzo miłą część tego, co robię. Na pewno każdy, również ja, potrzebuje czasem potwierdzenia swojej wartości w postaci wygranej w danym rajdzie lub cyklu. To jest takie pozytywne dopełnienie całości. Jeśli sportowiec zbyt długo czeka na sukces, który z różnych przyczyn nie przychodzi, może zacząć wątpić w swoje umiejętności. Świadomość tego, że jest się dobrym, pomaga i motywuje. Dla mnie to właśnie swego rodzaju motywator do dalszej pracy. Wiem, że na szczyt mam jeszcze sporą drogę do przebycia, ale ciągle wierzę, że mogę to zrobić. Niezmiernie cieszy mnie fakt, że mogę reprezentować nasz kraj w mistrzostwach świata, to fajna sprawa. Z roku na rok widzę coraz więcej polskich kibiców, którzy jeżdżą za nami praktycznie wszędzie, nawet w najdalsze zakątki świata. Oni są dumni, że są Polakami, chcą to okazywać i dopingują nas do walki. Uwierzcie mi, że jak widzi się polską flagę gdzieś w dzikich górach Argentyny, to robi się ciepło na sercu. W Polsce większość kierowców rajdowych nie zdaje sobie sprawy, jak trudne są rajdy w MŚ. Dopiero po przyjeździe na miejsce i konfrontacji z rzeczywistością przekonują się, jak to wygląda. Żaden Polak nie zabawił tu na dłużej, więc tym bardziej cieszę się, że mnie się to udało.
– Jakie cechy musi mieć kierowca rajdowy?
– Przede wszystkim, kierowca rajdowy musi być opanowany w sytuacjach dużego stresu, mam na myśli sytuacje, kiedy naprawdę nie jest wesoło. Startujesz do odcinka i zapala się auto, musisz natychmiast podjąć decyzję, co robić, czy zatrzymać się i próbować gasić auto tracąc czas, czy jechać do mety ryzykując. Sam miałem taką sytuację. Oczywiście, kierowca musi mieć predyspozycje psychomotoryczne, świetny refleks, koordynację ruchów, błyskawiczną orientację. Powiedzmy, że do pewnego etapu wszystko można wytrenować, ale wcześniej czy później dochodzi się do punktu, w którym dalszy trening nic już nie da. Jest to granica oddzielająca dobrych kierowców od mistrzów, a mistrzów jest niewielu. Poza tym, bycie kierowcą rajdowym to nie tylko jazda samochodem. W przeciwieństwie do innych sportowców, od kierowców wymaga się również dużej medialności. Piłkarze nie muszą być przesadnie uśmiechnięci, mogą po prostu dobrze kopać piłkę i to wystarczy, żeby zrobić karierę. Kierowcy muszą umieć dobrze się zaprezentować, kierowca jest twarzą, ambasadorem marki, którą reprezentuje. Dlatego trzeba pracować nad sobą w każdym aspekcie, nie tylko czysto technicznym. Zespoły w mistrzostwach świata oceniają również przydatność kierowcy pod kątem jego znajomości angielskiego i komunikatywności. Są to ważne elementy przy współpracy z inżynierem, a ta współpraca często decyduje o wyniku.
– Wiadomo, że załoga rajdowa to kierowca i pilot. Jaki, pana zdaniem, powinien być idealny pilot? Jak dużo od niego zależy?
– Pilot jest moim najbliższym współpracownikiem, partnerem. Dobry pilot potrafi dopasować się do swojego kierowcy nie tylko z rytmem czytania notatek, ale również podejściem. Maciek, mój obecny pilot, jest osobą, która wie, kiedy potrzebuję, żeby lekko mnie poganiał. Czasem musi studzić mój nadmierny zapał. To ważna umiejętność, takie tonowanie kierowcy. Pilot musi wiedzieć, że ma dużą moc sprawczą, więc ta współpraca musi być perfekcyjna. Jest jeszcze jedna ważna kwestia – strach. Człowiek, który siada na prawym fotelu, całkowicie powierza swoje zdrowie kierowcy. Oczywiście poza zaufaniem, które jest obustronne, pilot w znacznym stopniu pozbawiony jest uczucia strachu, przynajmniej mój pilot. Niedawno byliśmy wspólnie na badaniach przed sezonem. W teście na odczuwanie lęku Maciek miał wynik zero! Ja też zrobiłem mu kilka testów rajdówką przy dużych prędkościach i nawet go to nie ruszyło. Pilot powinien być osobą świetnie zorganizowaną. To on podczas rajdu pilnuje czasu. Pilnuje godziny wyjścia z hotelu, wjazdu na strefę serwisową, mówi mi nawet, kiedy mam czas na posiłek i ile może trwać. Zazwyczaj wygląda to tak: OK, wyjazd z serwisu mamy za 17 minut, trzy minuty masz na dojście do cateringu, masz 14 minut na jedzenie i jedziemy. Daje mi to pełny komfort nie myślenia o niczym innym poza jazdą. Podsumowując: rola pilota jest bardzo ważna, ale jest to zawód dla niewielu.
– Startował pan różnymi samochodami. Który zrobił na panu największe wrażenie?
– Wydaje mi się, że jeździłem większością obecnie startujących rajdówek. Na pewno to daje mi duże spectrum informacji i możliwość porównania samochodów. Swoje starty rozpocząłem od razu od profesjonalnego samochodu, sukcesywnie przesiadając się na szybsze i bardzie zaawansowane konstrukcje. Na pewno przyjemnie jeździ się autami z klasy SUPER 2000. Są to rajdówki wyposażone w dwulitrowy silnik wolnossący o mocy około 300 koni. Auta te zbudowane są od początku z przeznaczeniem do wyczynowego sportu, nie ma tam żadnych elementów seryjnych, tylko technologia w czystym wydaniu. W zeszłym roku zaliczyłem MŚ za kierownicą takich właśnie aut. Zacząłem od Meksyku, gdzie po raz pierwszy usiadłem za kierownicą mojego ulubionego auta, czyli Forda Fiesty S2000. Jest to zdecydowanie najlepsze auto jakim kiedykolwiek startowałem. Poza silnikiem, który jest porównywalny z innymi autami tej klasy, Fiesta ma niewiarygodne zawieszenie. Konstrukcja jest skopiowana z WRC, a skok zawieszenia imponujący; pozwala na świetną amortyzację przy wysokich prędkościach. W miejscach, gdzie inne auta odrywają się od ziemi, Fiesta po prostu opuszcza koło na ziemię i pozwala cały czas się rozpędzać. Zresztą wyniki, jakie osiągałem tym autem, świadczyły o tym, że dobrze się w nim czuję. Wygrałem większość odcinków i gdyby nie drobne problemy techniczne, wygrałbym rajd z dużą przewagą.
– Podczas ostatniej Barbórki prezentował pan najnowszy model Mini WRC. Czy to właśnie takim samochodem wystartuje pan w kolejnym sezonie?
– Na tę chwilę wszystko jest możliwe, łącznie ze startami autem WRC. Na pewno to jest właśnie kierunek, w którym idę, od pięciu lat startuję w MŚ, znam dobrze wszystkie rajdy i specyfikę tych zawodów, ale zanim wykonam ten najważniejszy krok, czyli przesiadkę do WRC, chciałbym być pewien, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik. Mam tu na myśli zabezpieczenie programu, który zapewni mi szansę startów nie tylko w jednym sezonie. Żeby ścigać się z ludźmi, którzy praktycznie nie wysiadają z tych aut, potrzebny jest trening i możliwość spokojnego dojścia do ich poziomu. To nie dzieje się od razu, wymaga przemyślanego programu. Znam historie wielu zawodników, którzy bez odpowiedniego zaplecza porwali się na zaledwie kilka okazjonalnych startów autem WRC. Co się z nimi stało? Nikt już nie pamięta ich nazwisk. Nie mieli czasu na to, żeby zaistnieć. Tak więc zdecyduję się na krok w stronę WRC w momencie, kiedy wspólnie z moimi partnerami uznamy, że jesteśmy na to gotowi. Start w Barbórce był dla mnie świetnym podsumowaniem udanego sezonu. Dzięki moim partnerom możliwe było przywiezienie Mini WRC w najnowszej specyfikacji 2011. Chodziło o podziękowanie kibicom i partnerom zespołu za świetny rok na trasach Mistrzostw Świata, a także o zrobienie show w samochodzie, który po raz pierwszy był zaprezentowany w Polsce. Efekt osiągnęliśmy, kibice byli zachwyceni oglądając Mini w akcji.
– Ma pan już sprecyzowane plany na najbliższy sezon? Czy pojawią się nowi sponsorzy?
– Na razie najbardziej realne są starty w MŚ PWRC, gdzie chcę powalczyć o tytuł mistrza świata. Ten rok pokazał, że mogę wygrywać. Pucharów nie dają na starcie mistrzostw, wszystko może się wydarzyć, ale jestem wyjątkowo dobrej myśli przed tym sezonem. Rywalizację zaczniemy od wracającego do kalendarza MŚ rajdu Monte Carlo. Jest to absolutny klasyk, rajd, o którym marzyłem jako dziecko. Start tam będzie dobrym początkiem, mam nadzieję na udany rok. Jeśli chodzi o sponsorów, to, jak zawsze, pozostaję w barwach Lotos Dynamic. Aktualnie prowadzę rozmowy z kilkoma dużymi firmami i jestem pozytywnie zaskoczony dużym zainteresowaniem. To świadczy o tym, że praca, którą wspólnie wykonujemy, jest dobrze odbierana, a popularność rajdów stale rośnie. Przez cały rok nasze zmagania pokazywane były w telewizji, a widownia przekroczyła oczekiwania. W 2011 roku przeprowadzono badanie oglądalności WRC w Europie i Polacy zajęli piąte miejsce. Myślę, że przyczyniliśmy się do tego i bardzo mnie to cieszy, bo w sposób oczywisty przekłada się to na zainteresowanie sponsorów, a bez nich ten sport nie istnieje. Chciałbym, żeby polski zespół zdobył mistrzostwo świata, w tym roku mieliśmy podium, w przyszłym celujemy wyżej.
Co lubi Michał Kościuszko?
ZEGARKI – Tag Heuer Grand Carrera. „To mój czuły punkt. Jak to mówią, pokaż mi swój zegarek, a powiem ci, kim jesteś”
UBRANIA – „Nie mam konkretnych preferencji, no może dlatego, że od jakiegoś czasu jeżdżę z Włochami, więc bardziej polubiłem ich modę, mają jedyny w swoim rodzaju design”
KUCHNIA – owoce morza, zwłaszcza krewetki. „Sam lubię je przyrządzać w sushi”
SAMOCHÓD – „Na co dzień to BMW. Żadna marka nie może się równać z precyzją wykończenia i komfortem tego auta, zwłaszcza serii 5. Jest to doskonały kompromis między limuzyną a szybkim autem do dalszych podróży”
HOBBY – muzyka, jest DJ-em, głównie na imprezach dla znajomych. Niestety, nie ma wystarczająco dużo czasu, żeby bardziej się temu poświęcić