Lot do Kenii

Sebastian Mikosz, dwukrotny prezes PLL LOT, przejął stery kenijskich linii lotniczych Kenya Airways. Zadanie ma takie samo jak w Polsce: przywrócić rentowność jednego z największych afrykańskich przewoźników lotniczych. Restrukturyzacja i reformy w firmach to specjalność polskiego managera. Zresztą anglojęzyczne media afrykańskie, kenijskie i inne nie pozostawiały złudzeń – wybrano twardego zawodnika.

Nowy szef kenijskich linii w fotelu prezesa PLL LOT zasiadał w latach 2009–2010 i 2013–2015. Za każdym razem w tym samym celu – ratowania upadającego przewoźnika narodowego i przygotowania go do przejęcia przez inwestora strategicznego. Znienawidzony przez związki zawodowe, odszedł w trakcie pierwszej kadencji, w trakcie drugiej wyprowadził polskiego przewoźnika ze strat i przywrócił firmie rentowność. Co jeszcze nie oznaczało trwałego sukcesu.

Za drugim razem odszedł, bo zmieniła się koncepcja – LOT miał jednak pozostać w rękach państwa. Co więcej, pierwsze zyski nie oznaczały trwałej poprawy – wynik po 2015 r. był znowu ujemny. Dopiero za rok 2016 wynik spółki był dodatni (125 mln zł), głównie dzięki pomocy publicznej zaakceptowanej  przez Komisję Europejską, jednak związanej z cięciem połączeń i ograniczeniem działalności. Dziś LOT ma 45 samolotów i proponuje rejsy do 60 miejsc na świecie. Pod tym względem linie kenijskie są porównywalne z polskim przewoźnikiem – w 2016 r. flota liczyła 47 samolotów (rok wcześniej 52). Oferuje loty na niemal 62 lotniska.

 

fot. Archiwum