Koniec świata prawników

Aleksander Grot,Paweł Marcinkiewicz Autorzy są adwokatami związanymi z warszawską Kancelarią GM Legal

Prawnicy kojarzą się ludziom biznesu z kłopotami. Ba, prawnicy to kłopoty wielopłaszczyznowe…

Nie dość bowiem, że do prawnika musimy iść wtedy, kiedy trzeba się tłumaczyć (a to już samo w sobie jest kłopotem), to jeszcze prawnik niczego nam nie wytłumaczy (następny kłopot), a na końcu tej drogi, nawet jeśli dobrze nas wytłumaczy (co wprawdzie oznacza zmniejszenie kłopotu, ale nie zmienia samego faktu, że kłopot pozostaje), weźmie za to wagon pieniędzy (czyli kolejny kłopot). Rodzi to proste skojarzenie: sprawa, z którą MANAGER lub przedsiębiorca musi zwrócić się do prawnika, jest rodzajem choroby, która zaatakowała dany biznes. Tego rodzaju myślenie jest genezą krążącego wśród biznesmenów dowcipu z brodą, który można streścić tak: Jeśli masz kłopoty ze zdrowiem, to nie idź do lekarza, idź do prawnika; on też zabierze ci pieniądze, ale zostawi ci zdrowie. Czy ten dowcip jest krzywdzący dla lekarzy? Bez wątpienia tak. A czy dla prawników? Nie do końca… To pewien utarty stereotyp. Twierdząc, że jakieś zbiorowe przekonanie jest stereotypem, stawiamy się w pozycji obrońców tezy, że takie (stereotypowe) uogólnienie jest niedostatecznie uzasadnione. To prawda. Bronimy takiej tezy i będziemy starać się ją udowodnić w kolejnych artykułach. Jednak nie zwalnia nas to tu i teraz z obowiązku zadania sobie trudu poszukiwania odpowiedzi na pytanie, z czego powyższy stereotyp wynika. I to właśnie jest celem owego artykułu. Dlaczego my, prawnicy, tak się kojarzymy? Z kłopotem i chorobą? Naszym zdaniem popularność powyższego stereotypu postrzegania prawników wynika z pewnych typowych ich zachowań.

Nie twierdzimy, że opisane przez nas poniżej typy prawników i ich modele postępowania są jedynymi typami występującymi w przyrodzie. Nie bronimy nawet tezy, że prawników o cechach niżej opisanych jest większość. Na takie stwierdzenia nie pozwala nam szacunek do metod naukowych stosowanych w statystyce. Nie dysponujemy bowiem wynikami badań estymacyjnych, które uprawniałyby nas do postawienia i obrony tak sformułowanej tezy. Jednak wolno nam na podstawie naszych wieloletnich obserwacji funkcjonowania obsługi prawnej biznesu stwierdzić, że występowanie typów prawników, o jakich piszemy poniżej, jest na tyle powszechne, iż doprowadziło do powstania powyższego, jakże niepożądanego stereotypu. Spróbujmy zatem pokazać, jakie typy (czy też jakich typów) mamy na myśli.

Nadęty mądrala

To pierwszy typ prawnika walnie przyczyniający się do budowania stereotypowych skojarzeń. Ten gość ma głębokie przekonanie o swej wyższości nad przedstawicielami innych zawodów z racji posiadania wiedzy tajemnej, za jaką uważa znajomość przepisów prawa. Jest bufonem pokazującym całemu światu swą wyższość, używającym niezrozumiałego dla nieprawników metajęzyka. Często ma zacięcie dydaktyczne. On nie doradza, on poucza. Jest w tym podobny do… nawiedzonego informatyka. Jego „wyjaśnienia” typu: „Teleologiczna wykładnia normy zawartej w paragrafie X, powszechnie przyjęta w judykaturze, nasuwa przypuszczenie, że zastosowanie jedynie egzegezy językowej tej normy »In abstracto« prowadziłoby do wniosków sprzecznych z aksjologicznymi podstawami, uznanymi przez legislatywę za »ratio legis«” są równie przydatne dla większości ludzi biznesu jak „porady” typu: „Hardware w pana firmie wymaga debuggingu, a następnie zrebootowania systemu z jednoczesną implementacją firewalli chroniących przed botnetami konstruowanymi za pomocą trojanów, sterowanymi z poziomu IRC-a, a służącymi do ataków typu DDoS w celu takeoveru”. Obie porady są – jak łatwo zauważyć – bezcenne.

Nudny kauzyperda

Dla typa tego typu wszystko, czego chce klient, jest, w najlepszym razie, bardzo zawiłe i skomplikowane, a często w ogóle niewykonalne, bo – rzekomo – jest sprzeczne z bezwzględnie obowiązującymi przepisami prawa. Nudny kauzyperda doprowadza klienta do obłędu, powtarzając: „To bardzo trudne, istnieje zbyt poważne ryzyko prawne lub nie można zastosować takiego rozwiązania”. Będzie przekonywać swojego klienta do rozwiązań „alternatywnych”, które nie są mu do niczego przydatne. Jest w tym podobny do… sprzedawcy działającego w branży samochodowej, który co prawda nie ma możliwości sprzedania samochodu, jakiego potrzebuje klient, ale w zamian  do tego samochodu.

Uśmiechnięty sfinks

Wygląd – jak postać z obrazu Edwarda Dwurnika pod powyższym tytułem. Jest bardzo miły i kulturalny, ale przy tym bardzo tajemniczy. Sprawia wrażenie, że wszystko wie, ale… nie powie. To znaczy być może powie, ale dopiero po zrealizowaniu faktury płatnej „z góry”. Jest w tym podobny do… jajka niespodzianki. Najpierw trzeba kupić, żeby się dowiedzieć, co jest w środku. Niestety, najczęściej zawartość głowy uśmiechniętego sfinksa jest tyle samo warta co niespodzianka w jajku.

Wieczny eksperymentator

Specjalność – dzielenia włosa na czworo i „skomplikologia stosowana”. Podobnie jak w przypadku nudnego kauzyperdy wszystko jest niezmiernie zawiłe i wielopłaszczyznowe. Najprostsze zagadnienia wymagają pogłębionych studiów orzecznictwa i literatury. Proste pisma przybierają formę bardziej skomplikowaną i tajemniczą niż scenariusz filmu „Mulholland Drive” Davida Lyncha. Wieczny eksperymentator to najlepszy materiał na ojca z poniższego dialogu: „Ojcze, skończyłem spór o prawa patentowe, który prowadziłeś przez ostatnie 25 lat” – oznajmia świeżo upieczony prawnik swemu rodzicielowi. – „Synku, Bóg pokarał cię brakiem rozumu! Czy zastanowiłeś się, z czego teraz utrzymasz rodzinę?” – odpowiada ojciec.

Niezniszczalny cudotwórca

Kontakt z nim to nie lada zaszczyt. Nie wszystkim dane jest go spotkać i mieć szczęście bycia przez niego obsługiwanym. Wygrywa wszystkie sprawy, wszystkich pokonuje w negocjacjach. Nikt nie może więcej dać, niż niezniszczalny cudotwórca jest w stanie obiecać. Zagwarantuje nawet wzruszenie prawomocnego od 15 lat wyroku i skuteczną renegocjację podpisanej i wykonanej notarialnej umowy sprzedaży nieruchomości. Na podobieństwo Karola Świerczewskiego jest człowiekiem, który się kulom nie kłania. Każda akcja podjęta przez oponenta niezniszczalnego cudotwórcy jest nieudolną próbą polemiki z rzeczywistością. To swego rodzaju homo fundamentalis (por. Mateusz Hohol, Bartosz Brożek w: „Znak”, nr 729, luty 2016) znający odpowiedzi na wszystkie pytania. W negocjacjach nigdy nie dąży do osiągnięcia kompromisu. Nie zna metody win-win, a nawet jeśli ją zna, to nie uważa za zasadne jej stosowania; to dla niego oznaka słabości. Skoro rozjeżdża wszystkich przeciwników jak czołg, nigdy nie rekomenduje ugody, tylko eskaluje konflikt. Gdy sprawa zostanie rozwiązana po jego myśli, oświadcza: „Wygrałem pana sprawę”, gdy zaś się zdarzy, że coś pójdzie nie tak, posępnie obwieszcza: „Nie wiem, jak pan mógł tę sprawę przegrać (w domyśle: kliencie, musiałeś coś spaprać)”. Finalnie – pozostaje niezwyciężony.

Anioł pański

Celowo nie jest pisany wielką literą. Z aniołem pańskim ma tyle wspólnego, że zawsze zwiastuje klientowi dobrą nowinę. Podobnie jak niezniszczalny cudotwórca nie ma na koncie przegranych spraw. Sprawa zakończona negatywnym wynikiem w sądzie pierwszej instancji jest wygraniem prawa do apelacji, a niepowodzenie w sądzie instancji drugiej to osiągnięcie prawa do kasacji. A cóż, jeśli polegnie kasacja w Sądzie Najwyższym? Oczywiście zawsze może napisać krytyczną glosę do jednego z licznych periodyków branżowych lub – w ostateczności – wyżyć się na wyroku kasacyjnym (oczywiście skandalicznym) na którymś z prawniczych forów internetowych. I co? Zawsze to anioł pański ma ostatnie słowo. Czyli czyje na wierzchu?

Mutacje

Wyżej opisane rodzaje zachowań, to przykłady zjawisk typowych. Ze względu na występującą w przyrodzie różnorodność gatunkową, to jest mnogość i rozmaitość form, jakie przybiera materia ożywiona, występuje także wiele genetycznych krzyżówek powyższych typów. Możemy zatem spotkać się z: nadętym wiecznym eksperymentatorem, niezniszczalnym aniołem pańskim, uśmiechniętym cudotwórcą i innymi rekombinacjami. W niektórych specyficznych segmentach biznesowej obsługi prawnej występują także gatunki endemiczne, a czasami pojawiają się krzyżówki międzygatunkowe. Na przykład w obsłudze przedsiębiorców z branży IT można spotkać krzyżówkę nadętego mądrali i nawiedzonego informatyka. Tworzą oni mieszanki iście wybuchowe. Odwołując się do wyżej wspomnianych przykładów „wyjaśnień”, nawet nie aspirujemy, by podać przykład „porady”, jakiej mógłby udzielić taki mieszaniec.

Obiecany koniec świata

No a co z końcem świata prawników? To proste. Dla wyżej opisanych typów prawników ten koniec świata już się rozpoczął, choć zapewne minie jeszcze jakiś czas, zanim będzie ich można uznać za gatunki całkowicie wymarłe. Pewnie też przez wiele dziesięcioleci tu i ówdzie można będzie spotkać jednego czy drugiego reliktowego uśmiechniętego sfinksa, którzy osobistym czarem opóźnią wymarcie swojego gatunku. Tam i siam w formie przetrwalnikowej utrzymają się żywe skamieliny w postaci trzeciego czy czwartego nadętego mądrali, którzy przeżyją wskutek ponadprzeciętnej umiejętności robienia dobrego wrażenia i będą raczyli klientelę swymi mądrze brzmiącymi pouczeniami. Jak długo? Nie pokusimy się o taką prognozę czasową. Jedno jest dla nas pewne: opisane w tym artykule typy taksonomiczne prawników są skazane na wymarcie będące naturalnym procesem ewolucyjnym spowodowanym wieloczynnikowymi zmianami środowiska naturalnego.

Co po końcu świata?

Zapoczątkowane około 66 mln lat temu tzw. wymieranie kredowe spowodowało wyginięcie trzech czwartych ówczesnej fauny, w tym wymarcie wszystkich nieptasich dinozaurów. Czy jednak oznaczało kres świata zwierzęcego? Wręcz przeciwnie. Oczywiście dla jednych gatunków, w tym dla części gromady dominujących wówczas gadów (dziś już prehistorycznych), był to istotnie koniec świata. Jednak dla innej gromady, to jest dominujących w czasach dzisiejszych ssaków, był to świata początek. Ssaki stały się królami dzisiejszego świata w wyniku gwałtownego procesu zwanego radiacją adaptacyjną, która polegała na rozprzestrzenianiu się określonych grup organizmów do różnych nisz ekologicznych przy jednoczesnym zróżnicowaniu cech u form potomnych. W otoczeniu, w którym wykonujemy nasz zawód, widzimy uderzającą analogię do opisywanych wyżej procesów ewolucyjnych w świecie zwierzęcym. Z naszych codziennych obserwacji wynika, że wielkie wymieranie gatunków w naszym zawodzie już się rozpoczęło. Jak zaś przebiegać będzie radiacja adaptacyjna tej części gromady prawników, która przeżyje i będzie ewoluować? W jakim kierunku ruszył (i gwałtownie przyspiesza) proces zasiedlania przez tę grupę niszy ekologicznej, jaką jest obsługa prawna biznesu?