Joanna Makowiecka

Delikatna blondynka stoi na maszynie drukarskiej i przemawia do pracowników, którzy mogliby być jej ojcami, a nawet dziadkami. Uzasadnia konieczność redukcji zarobków o 40 proc. Zebrani, po burzliwej dyskusji, przyjmują argumentację młodziutkiej szefowej kadr.

To jeden z licznych nietypowych epizodów w karierze zawodowej Joanny Makowieckiej – dziś członka zarządu, a zarazem dyrektora pionu zarządzania kadrami w giełdowej spółce Budimex SA. W gronie około 100 managerów jest jedyną kobietą. W dodatku branża budowlana, w której obecnie działa, posługuje się dosadnym językiem, a reguły postępowania obowiązujące na rozrzuconych po całym kraju budowach od dawien dawna ustalają twardzi faceci.

– Przeszłam twardą szkołę w kilku firmach, więc potrafię znaleźć wspólny język z niemalże każdym pracownikiem – podkreśla J. Makowiecka. – Bardzo wcześnie zaczęłam pracować. Silnie wspierała mnie w tym mama, która zajmowała wysokie stanowiska, m.in. zarządzała polskim i rosyjskim zakładem Frito Lay w koncernie Pepsico. Rodzice bardzo wcześnie zaczęli uczyć mnie i brata samodzielności. Wysyłając nas za granicę, planowali np. podróż z wieloma przesiadkami. Zachęcili mnie do wyjazdu na rok do Stanów Zjednoczonych, gdzie chodziłam do szkoły średniej. Myślę, że mogą być usatysfakcjonowani z efektów swych starań: oboje kontynuujemy tradycje managerskie, z tym, że brat zdecydował się na karierę w USA.

Jak żartobliwie wspomina pani Joanna, jej pierwszy minibiznes polegał na sprzedaży zabawkowych samolotów przed warszawską Halą Mirowską. Z kolei pierwsze doświadczenia z zarządzaniem to stanowisko przewodniczącej klasy. Funkcję tę łączyła z niestandardowym punkowym strojem, który budził sprzeciw nauczycieli w elitarnym liceum.

Podczas studiów w Wyższej Szkole Zarządzania i Marketingu podjęła pracę w firmie Mondi Packaging, w charakterze asystenta szefa produkcji. Do jej zadań należało rozliczanie efektywności maszyn poligraficznych. Ze względu na znakomitą znajomość języka pełniła też funkcję tłumaczki szefa, Anglika. Już wtedy zainteresowały ją zagadnienia HR. Gdy szefowa działu personalnego przeszła na urlop macierzyński, zaczęła pełnić jej obowiązki. Nie było łatwo przejąć całość zagadnień w ciągu miesiąca. Nowy szef, tym razem Węgier, zaproponował 21-letniej studentce stały kontrakt. Odmówiła, ponieważ wiedziała, że jej poprzedniczka zamierza wrócić na swoje miejsce. A poza tym kusiło ją wyzwanie w postaci większych organizacji. I tak trafiła do Japan Tobacco, po to, by poznać zasady działania korporacji. Następnie przyjęła pierwszą propozycję, jaką złożyła jej agencja headhunterska i objęła stanowisko dyrektora personalnego w Uniprom SA.

– Zaliczyłam trzy lata zarządzania kryzysowego – wspomina J. Makowiecka. – Dla managera o zacznie większym doświadczeniu mogłoby to być źródło potężnego stresu. Przez pewien czas prowadząca 2 drukarnie firma walczyła o utrzymanie się na rynku. Trzeba było ciąć koszty, obniżać wynagrodzenia. Prawdziwy dramat zaczął się podczas redukcji. Zatrudnieni – w większości z wieloletnim stażem – nawet nie chcieli słyszeć o zmianie pracy i możliwości zdobycia innych kwalifikacji. Robili co mogli, żeby utrzymać zakład przy życiu. Wielu z nich miało wysokie kwalifikacje, lecz nie potrafili szukać ulepszeń, zwiększać wydajności. Największym wstrząsem były dramaty osobiste niektórych ludzi, którzy nie widzieli dla siebie żadnej szansy poza drukarnią. Poczucie obowiązku spowodowało, że zostałam niemalże do końca na tonącym okręcie, wspomagając syndyka w likwidacji biznesu.

Kolejny etap też nie należał do łatwych. J. Makowiecka rozpoczęła pracę w TP SA prowadząc sprawy HR w pionie (Business Unit) zatrudniającym 5 tys. osób. I tym razem musiała przeprowadzić restrukturyzację, w ramach której zwolniono najpierw około 1 tys., a potem 600 osób. Pracownikom proponowano możliwość przekwalifikowania się. Ale czy z wieloletniej księgowej może być dobry handlowiec?

Tym razem pani Joanna przekonała się, na czym polega praca na najwyższych obrotach w korporacji zmieniającej strukturę organizacyjną. Siedziała w biurze przez cały tydzień, rzadko kończąc pracę przed godz. 21. „Była to karuzela, która nigdy nie zwalnia” – wspomina. Po kilkunastu miesiącach ogłoszono nową zmianę. Tym razem kierowała HR w Dywizji Usług dla Domu, a następnie również Dywizji Usług dla Biznesu. Miała trzech szefów, którzy chcąc nie chcąc musieli dopasować terminy spotkań swoich zespołów w taki sposób, żeby mogła brać w nich udział. To jeden z ciekawszych okresów w karierze zawodowej – wspomina – i szansa współpracy z profesjonalistami w każdej dziedzinie biznesu.

I znów zadzwonił head hunter. Tym razem z propozycją ze zdominowanego przez mężczyzn Budimexu. Początkowe wątpliwości rozwiały dwa spotkania. Pierwsze z Dariuszem Blocherem – wówczas prezesem Budimex Dromex (w ramach Grupy Budimex), dziś prezesem Grupy Budimex. Drugie z Hiszpanami, reprezentującymi głównego udziałowca firmy – Ferrovial. Wyzwanie było ciekawe i wreszcie nie łączyło się z niewdzięcznymi zadaniami. Firma wchodziła w okres dynamicznego rozwoju. Liczba kontraktów wzrosła pięciokrotnie. Budimex zaczął wypłacać imponujące dywidendy – za rok 2008 – 149 mln zł, za 2009 r. – 178 mln zł.

– Nowe zlecenia oznaczają stały proces rekrutacji – stwierdza J. Makowiecka. – W tej silosowej branży wcale niełatwo znaleźć na rynku inżynierów, chociaż będąc liderem rynkowym oferujemy bardzo konkurencyjne płace i warunki zatrudnienia. Nasza długofalowa inwestycja w ludzi buduje zaangażowanie i tak pożądaną lojalność. Efektem jest chociażby niska rotacja, co jest dużym sukcesem na tak bardzo rozgrzanym rynku.

J. Makowiecka jako członek zarządu odpowiada w Budimeksie nie tylko za HR, ale też za administrację i komunikację zewnętrzną i wewnętrzną. Skala zadań i tempo pozwalają wypełnić kalendarz po brzegi. Sama wyznaczyła sobie bardzo ambitne zadanie – chce, żeby HR stanowił kulturotwórczy element firmy. „Praca w takiej organizacji, jaką jest Budimex, przynosi dużo satysfakcji – dodaje – a w szczególności cenię sobie współpracę w zespole zarządu i moim własnym. To jeden z istotniejszych elementów, pracować z ludźmi, których się ceni”.

Co lubi Joanna Makowiecka?

Zegarki – Longines

Pióra – Montblanc

Ubrania – klasyczne, Boss

Biżuteria – nosi tylko jeden pierścionek z brylantem

Kosmetyki – zmienia firmy, ostatnio Gucci

Wypoczynek – nad wodą, aktywny. Trenowała wioślarstwo, ostatnio polubiła kitesurfing. Zimą – narty

Kuchnia – japońska, ryby, warzywa

Restauracja – San Lorenzo i Ale Gloria w Warszawie

Samochód – rodzinny Chrysler Grand Voyager lub terenowy: Land Rover Discovery, Volvo Cross&Country