Hossa na złocie

Popyt inwestycyjny netto (różnica między popytem i podażą) na złoto (w postaci sztabek i monet) wzrósł w 2015 roku o 8 proc., do 878 ton. Najchętniej w złoto inwestują Chińczycy

Od września 2011 roku do grudnia 2015 roku kurs złota spadł o ponad 40 proc., do 1055 dolarów za uncję. Choć nie był to okres wolny od obaw o stan globalnej gospodarki, to w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia dla swoich pieniędzy inwestorzy konsekwentnie wybierali papiery dłużne: amerykańskie, niemieckie, japońskie czy szwajcarskie. Co więc takiego zmieniło się na rynkach finansowych, że w końcu zwrócili uwagę także na złoto?

Polityka monetarna banków centralnych

Jednym z ważniejszych czynników stojących za zmianą trendu jest prowadzona przez wiele banków centralnych polityka ujemnych stóp procentowych, za sprawą której papiery dłużne emitowane przez rządy mają rentowność zbliżoną do zera lub wręcz ujemną. Grupa państw, którym inwestorzy muszą w istocie płacić za pożyczanie im pieniędzy, jest coraz większa i obejmuje między innymi Szwecję, Szwajcarię, Danię, Holandię, Austrię, Francję, Niemcy czy Japonię.

– Złoto nie daje żadnych dochodów i to jest jedna z głównych inwestycyjnych wad tego metalu. Ale w środowisku ujemnych stóp procentowych, kiedy kupując obligacje rządowe inwestorzy muszą liczyć się z konfiskatą części kapitału, ta wada złota staje się jego zaletą. Dopóki polityka banków centralnych się nie zmieni, dopóty złoto wydaje się atrakcyjną lokatą kapitału – mówi Maciej Kołodziejczyk, zarządzający funduszami w Investors TFI. Na razie zmiany polityki monetarnej trudno oczekiwać. Analitycy banku inwestycyjnego JP Morgan oszacowali, że stopy procentowe mogą spaść jeszcze zaskakująco dużo, nawet do -4,5 procent. Z punktu widzenia dalszych wzrostów cen złota to sytuacja bardzo korzystna, bo choć w powszechnym przekonaniu kruszec ten zabezpiecza wartość w okresach wysokiej inflacji, to w istocie najwięcej zyskuje w czasach, kiedy realne stopy procentowe są ujemne. Czyli wtedy, kiedy inwestorzy nie są w stanie zarabiać na rządowych obligacjach.

Wprawdzie w grudniu 2015 roku na rozpoczęcie cyklu podwyżek stóp procentowych zdecydował się amerykański Fed i początkowo wydawało się, że w tym roku podniesie stopy nawet cztery razy, jednak obecnie wśród inwestorów i analityków panuje przekonanie, że w rzeczywistości podwyżka będzie jedna, może dwie. Przewodnicząca Fed Janet Yellen z jednej strony deklaruje, że cykl będzie kontynuowany, z drugiej zaś wdaje się w spekulacje, czy z prawnego punktu widzenia jest możliwe prowadzenie polityki ujemnych stóp procentowych także w USA. Ta niepewność związana z kierunkiem polityki monetarnej zatrzymała hossę na dolarze. Perspektywa podwyżek stóp procentowych i związane z nimi wyższe zyski z inwestycji w amerykańskie papiery dłużne były jednym z głównych czynników napływu kapitału do USA. Na przełomie stycznia i lutego kierunek ruchu się zmienił i w ciągu dwóch tygodni notowania dolara względem koszyka głównych walut spadły o 4 procent. To największy ruch w dół od maja ubiegłego roku.

– Historycznie dolar był zawsze silnie ujemnie skorelowany z cenami złota. Dlatego osłabienie dolara względem koszyka walut to jeden z głównych powodów wzrostu cen złota – mówi Tomasz Hońdo, starszy analityk Quercus TFI.

Zniechęceni inwestorzy

Odwrotna korelacja wynika z dwóch powodów – złoto rywalizuje z dolarem o miano bezpiecznej przystani, a dodatkowo jego notowania wyrażone są w dolarze. A więc jeśli kurs amerykańskiej waluty spada, nabywcy posługujący się innymi walutami mogą za tę samą kwotę kupić więcej złota. Ta zależność nie zawsze jest ścisła, ale w ostatnich latach sprawdza się bardzo dobrze – ostatnia hossa na rynku złota (obejmująca lata 2001-2011) przebiegała w rytm słabnącego dolara i zakończyła się niemal dokładnie w tym samym momencie, w którym amerykańska waluta zaczęła zyskiwać na wartości. W trakcie 4-letniej bessy przynajmniej kilkukrotnie wydawało się, że kurs złota wraca do trendu wzrostowego, ale te nadzieje szybko gasły. Wysoka dynamika ruchu w górę sugeruje, że tym razem może być inaczej.

– Startujemy z relatywnie niskich poziomów. Jeszcze niedawno na rynku kontraktów terminowych na ten kruszec po raz pierwszy od lat odnotowano przewagę krótkich pozycji o charakterze spekulacyjnym, co świadczyło o bardzo negatywnym postrzeganiu złota. W takich warunkach łatwo o zmianę nastrojów – mówi Tomasz Hońdo. Rosnące wraz ze spadkiem cen zniechęcenie do złota dobrze obrazuje też zachowanie funduszy typu ETF, których zadaniem jest odzwierciedlenie zachowania kursów określonych klas aktywów czy giełdowych indeksów. W szczycie hossy w 2011 roku największy tego typu fundusz dedykowany złotu zgromadził ponad 1300 ton kruszcu o wartości ponad 70 mld dolarów. Według danych na koniec III kwartału 2015 roku, w zasobach SPDR Gold Shares było już niecałe 650 ton złota. To klasyczny mechanizm – w szczycie hossy wszyscy uważają, że notowania rosnąć będą w nieskończoność, na dnie bessy nikt już nie wierzy, że dane aktywa mogą kiedykolwiek przynieść zyski.

Uzupełnienie portfela

Za istotną zmianą trendu na rynku złota przemawia szerokość odwrotu inwestorów od ryzykownych aktywów, która przybiera na sile od połowy ubiegłego roku. Do spadających cen metali przemysłowych dołączyły wtedy akcje notowane na rynkach wschodzących, w kolejnych etapach w bessie znalazły się także obligacje korporacyjne, nieruchomości komercyjne w USA, wreszcie akcje notowane na rynkach rozwiniętych. Inwestorzy bardzo sceptycznie oceniają także kondycję sektora bankowego, który ma kłopoty z wypracowywaniem zysków w czasach, kiedy globalnej gospodarce zagraża ryzyko deflacji – oznacza to spadek stóp procentowych na rynku międzybankowym, do których odnosi się oprocentowanie kredytów.To przekłada się na spadek przychodów, którego banki nie mogą sobie zrekompensować ujemnym oprocentowaniem depozytów. Inwestorzy spekulują też, że banki nie mówią wszystkiego o swoim zaangażowaniu na rynku instrumentów pochodnych i związanym z tym ryzykiem. Paul Achleitner, prezes znajdującego się w ogniu wyprzedaży Deutsche Banku (akcje tej jednej z największych instytucji finansowych w Europie potaniały w ciągu pierwszych sześciu tygodniu 2016 roku o ponad 30 procent), zmuszony został do zapewnienia, że jego firma wykupi wszystkie zapadające w tym roku obligacje.

– Spekulacje na temat ewentualnego załamania w sektorze finansowym, nawet jeśli prawdopodobieństwo takiego zdarzenia nie jest duże, sprzyja wzrostowi kursu złota – mówi Michał Kołodziejczyk. Zakładając, że zmiana trendu na złocie ma trwały charakter, trudno oszacować, jak dużo mogą wzrosnąć notowania szlachetnego metalu. Ponieważ złoto nie daje żadnego dochodu, nie można – na przykład, jak na rynku akcji – stwierdzić, że bieżące wskaźniki wyceny są niższe od historycznych średnich o 30 proc. i na tej podstawie oszacować potencjalną skalę wzrostu kursu. Wiadomo, że w ostatnich 45 latach notowania złota rosły średniorocznie o 8 proc., ale jednocześnie z roku na rok zmiany cen charakteryzowały się wysoką zmiennością. Zdarzyć może się zatem wszystko.

– Złoto wydaje się ciekawym uzupełnieniem zdywersyfikowanego portfela inwestycyjnego ze względu na historycznie niską korelację z akcjami – w tym roku ta reguła także się potwierdza – mówi Tomasz Hońdo