Helene Zaleski

Rozmowa z Helene Zaleski, przewodniczącą Rady Nadzorczej Alior Banku.

– Jest pani córką Romaina Zaleskiego, który znajduje się wśród najzamożniejszych Francuzów oraz na liście najbogatszych ludzi świata magazynu „Forbes”. Pytanie rodzi się samo: jak wygląda życie człowieka, który może sobie pozwolić na wszystko?
– Muszę pana rozczarować – najzupełniej normalnie. Do swojego paryskiego mieszkania ojciec zwykle dojeżdża kolejką RER. Nie ma prywatnego odrzutowca ani też zamku. Ma za to dwie wielkie pasje. Pierwsza z nich to gra w brydża, którą traktuje bardzo poważnie, osiąga świetne wyniki w międzynarodowych turniejach. Zdobył tytuły mistrza Francji i Włoch. Od wielu lat kolekcjonuje też dywany.

Choć zawsze był bardzo oszczędny, przeznaczał poważne kwoty na cele charytatywne. Utworzył dwie fundacje. Pierwsza, im. Zygmunta Zaleskiego, w której działalność jestem aktywnie zaangażowana, będąc m.in. jej skarbniczką, przekazała Bibliotece Polskiej w Paryżu ponad 8 mln euro, poza tym podarowała dwa XVIII-wieczne kobierce Zamkowi Królewskiemu w Warszawie i XVI-wieczny arras muzeum na Wawelu oraz wspiera młodych muzyków. Druga fundacja wspiera inicjatywy artystyczne w okolicach Breno, gdzie mieści się siedziba naszej firmy.

– Pani kariera biznesowa jest związana z rodzinną firmą.
– Nie zawsze tak było. Po ukończeniu studiów w Instytucie Statystyki Uniwersytetu Pierre et Marie Curie w Paryżu wybrałam własną drogę. Jak wielu młodych ludzi, chciałam być samodzielna. Podjęłam pracę w departamencie międzynarodowym firmy AGF. Moim niewątpliwym atutem była znajomość języka polskiego, który poznałam w dzieciństwie wielokrotnie przyjeżdżając do babci w czasie wakacji. W konsekwencji otrzymałam propozycję pracy w Warszawie. Działo się to w roku 1990 i byłam wówczas chyba jedyną aktuariuszką w Polsce.

– Przypomnijmy, że aktuariusz to specjalista w dziedzinie obliczania ryzyka oraz wartości bieżącej projektów finansowych, zwłaszcza długoterminowych lub obarczonych ryzykiem. Umiejętności te mogła pani też rozwijać w rodzinnej firmie…
– W Polsce poznałam męża, później urodziłam syna. Kiedy stwierdziłam, że nie jestem w stanie pogodzić intensywnej pracy zawodowej z właściwą opieką nad dzieckiem, postanowiłam skorzystać z propozycji ojca i zostałam doradcą zarządu Carlo Tassara. W 1994 roku wyjechałam więc z Polski do Włoch. Moje nowe obowiązki wiązały się z zagranicznymi operacjami grupy.

– Trafiła pani na biznesowy Parnas. Jak przełożyło się to na pani doświadczenia managerskie?
– Doświadczenie zdobywałam przede wszystkim w zakresie zarządzania transakcjami na rynku kapitałowym, pracując w grupie kilku osób odpowiedzialnych za konkretne przedsięwzięcie. Tak więc – mówiąc żartobliwie – miałam do czynienia z dużymi pieniędzmi i niewielkim zespołem wybitnych specjalistów. I tak jest również i dzisiaj. W Alior Banku, jako przewodnicząca Rady Nadzorczej, a zarazem reprezentantka akcjonariuszy, pracuję głównie z Zarządem i pozostałymi członkami Rady Nadzorczej. Jednak włączam się również w sprawy operacyjne, czuję się zintegrowana z całą kadrą managerską banku, który ma ponad 3700 pracowników.

– Zanim przejdziemy do spektakularnego sukcesu Alior Banku, proszę opowiedzieć o kamieniach milowych kariery pani ojca.
– Warto podkreślić, że jest on w stu procentach autorem swojego sukcesu. Ukończył ze znakomitym wynikiem École Polytechnique, co pozwoliło mu podjąć studia w École des Mines. Gwarantowało to znakomity start zawodowy, ale też oznaczało konieczność odpracowania 10 lat na państwowej posadzie. Ojciec pracował w Ministerstwie Przemysłu. Następnie, w latach 70., został szefem futrzarskiej spółki Révillon. Poza tym doradzał francusko-gabońskiej Comilog, sprzedającej rudy manganu. Jednym z dłużników Comilog była bliska bankructwa włoska grupa metalurgiczna Carlo Tassara z siedzibą w Breno, istniejąca od 1938 roku. Choć zadaniem ojca było wyłącznie odzyskanie pieniędzy, doszedł on do wniosku, że firmę da się uratować. Porozumiał się z właścicielami i przeprowadził radykalną restrukturyzację. Jako wynagrodzenie otrzymał 25 proc. akcji Carlo Tassara. I tak po pięćdziesiątce zaczął karierę inwestora.

– Niektóre z tych przedsięwzięć zostały szeroko nagłośnione.
– Początkowo inwestował w branżę metalurgiczną, potem energetyczną. Bardzo poważnym, przełomowym przedsięwzięciem był zakup prawie 38,5 proc. akcji firmy Falck-Sondel, trzeciego we Włoszech producenta energii, które po trzech latach sprzedał Compartowi. Za uzyskane pieniądze kupił akcje koncernu energetycznego Montedison, a następnie odsprzedał je ze znaczącym zyskiem. Szczególnie głośna była operacja przejęcia spółki hutniczej Arcelor przez Mittala. Gdy Mittal ogłosił zainteresowanie Arcelorem, ojciec skupił akcje tego koncernu od drobnych akcjonariuszy na giełdzie. Mając 7,6 proc. akcji, został największym współwłaścicielem Arcelora. Dzięki temu stał się kluczową osobą w wartej 26,8 mld euro fuzji. Lakshmi Mittal osobiście odwiedził ojca w domu i przekonał do przystąpienia do transakcji.

 – W ten sposób Romain Zaleski zdobył – wydawałoby się nieosiągalną dla syna emigrantów z Polski – pozycję w świecie biznesu.
– Rzeczywiście, media poświęciły wiele uwagi tej sprawie. A ojciec znów zaskoczył rynek, zwracając się w kierunku sektora finansowego, dzięki czemu jest dziś akcjonariuszem kilku włoskich banków.

– To wyjaśnia skąd wziął się – skądinąd znakomity – pomysł zainwestowania w polską bankowość.
– Poza ścisłą kalkulacją, w interesach trzeba mieć szczęście. Kiedy przyjechałam do Polski, żeby podjąć rozmowy w tej sprawie, spotkałam Wojciecha Sobieraja. Miał doświadczenie i gotowy pomysł, jak stworzyć bank od podstaw. W kwietniu 2007 roku przedstawił mi swoich potencjalnych współpracowników, a 3 miesiące później wynajęliśmy lokal przy Alejach Jerozolimskich 53, pierwszą prowizoryczną siedzibę. Tak powstał Alior Bank. Po 3 latach współpracy z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że trudno mi sobie wyobrazić kogoś bardziej kompetentnego i odpowiedniego do roli szefa tego rodzaju przedsięwzięcia.

– Jest to bezprecedensowe przedsięwzięcie…
– Nie mieliśmy żadnych wzorów, jest to największa inwestycja w budowę uniwersalnego banku od podstaw od ponad 30 lat. We wrześniu 2007 roku dla powstającego banku pracowało już 100 osób. Pokazuje to naszą determinację i szybkość działania, tym bardziej że, zgodnie z procedurami, musieliśmy uzyskać dwie kolejne licencje. Pierwszą z nich – na utworzenie banku – otrzymaliśmy 18 kwietnia 2008 roku. Kolejną, umożliwiającą podjęcie działalności operacyjnej, po wnikliwej kontroli KNF przyznał nam po pięciu miesiącach – 1 września. Oficjalne otwarcie banku nastąpiło 17 listopada 2008 roku. Pod koniec roku mieliśmy już 78 oddziałów, m.in. w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu i Katowicach. Mając do dyspozycji 400 mln euro, mogliśmy postawić na szybki rozwój biznesu. Dziś mamy 208 oddziałów i 300 agencji.

 – Startowaliście w trudnym okresie, kiedy upadał Lehmann Brothers…
– Pomimo to nie traciliśmy wiary w sukces. Wiedzieliśmy, że na naszą korzyść przemawia to, iż mamy czyste konto i gwarantujemy bezpieczeństwo lokat. Byliśmy przekonani, że kroczymy właściwą drogą. Przygotowując się do uruchomienia banku, przeprowadziliśmy szeroko zakrojone badania potencjalnych klientów, pytając ich o to, jaki powinien być Alior Bank. Dostosowaliśmy się do tych oczekiwań. Jako pierwsi wprowadziliśmy m.in. bezpłatne wypłaty z bankomatów na całym świecie, ogólnodostępne lokaty „overnight”, z powodzeniem sprzedajemy złoto w naszych oddziałach, udostępniliśmy też platformę handlu walutami bez pośredników – w modelu ECN. Rynek doskonale zareagował na naszą ofertę, o czym świadczą zarówno liczne nagrody, jak i twarde dane. Rentowność operacyjną osiągnęliśmy po 22 miesiącach! Nasz cel na 2011 rok przewidywał pozyskanie 820 tys. klientów, a zdobyliśmy 985 tys. Kiedy „Manager” trafi do kiosków, będziemy już mieli ponad 1 mln klientów. Zakładany zysk netto – 100 mln zł – przekroczyliśmy o 50 proc. W 2012 roku chcielibyśmy wypracować 400 mln zł zysku.

– Plany na najbliższe miesiące?
– Żartuję czasem, że będziemy mieli synka. Uruchamiamy bowiem bank internetowy nowej generacji – Alior Sync. W styczniu rozpoczęła działalność firma Alior Doradztwo Prawne, oferująca przystępne cenowo usługi prawne nie tylko dla klientów banku.

– Pracuje pani obecnie w Warszawie i Brukseli.
– Spędzam w Polsce zwykle 10 dni w miesiącu. Zdecydowałam się osiąść na stałe w stolicy Belgii nie tylko dlatego, że lubię to miasto. Stamtąd blisko jest do Paryża, Londynu czy Amsterdamu. Poza tym mój syn jest Francuzem, więc powinien mówić po francusku, a mieszkając we Włoszech i w Polsce zbyt rzadko używał tego języka.

– Czy syna czeka kariera w rodzinnej firmie?
– Jeszcze nie czas na takie decyzje, ma dopiero 18 lat. Chciałabym, żeby sam w przyszłości zdecydował, co chciałby robić w życiu.

CO LUBI HELENE ZALESKI?

ZEGARKI – Omega Constellation

PIÓRA lubi, ale nie używa ze względów praktycznych – o tyle łatwiej się pisze na komputerze
UBRANIA – Escada
KUCHNIA – francuska
RESTAURACJE – w Warszawie: „La Regina”, „Bistro de Paris”, „San Lorenzo” i „Il Pastaio”. W Brukseli „Le Petit Pont”, „Seagrill” i „Le Chalet dans la Foret”
SAMOCHÓD – przez wiele lat jeździła Volvo, ostatnio przekonała się do Mercedesa E350 ze względu… na doskonały promień skrętu, co bardzo ułatwia prowadzenie
HOBBY – hoduje we Francji konie czystej krwi arabskiej. Jest miłośniczką teatru