Grzegorz Furgo

 Rozmowa z Grzegorzem Furgo organizatorem polskiego turnee musicalu Forever King of Pop

– Czy showbusiness to biznes?
– Jak sama nazwa wskazuje.

– Ale czy rentowny?
– Bardzo – o ile jest się jasnowidzem. Tak jak na światowych rynkach finansowych trzeba umieć przewidywać emocje, tak w showbusinessie potrzeba instynktu odgadywania gustów, potrzeb, trendów i skłonności do zainwestowania kawałka prywatnego budżetu w rozrywkę i kulturę, co nie mieści się przecież w codziennym pojęciu zdrowego rozsądku i często jest postrzegane jako zbytek.

– Ale pan chyba nie musi być jasnowidzem, sprzedając w Polsce produkty rozrywkowe, które już się sprawdziły na świecie?
– To „sprawdzenie na świecie” jest złudne i może być niebezpieczne. Coś, co podoba się publiczności w Nowym Jorku czy Paryżu – wcale nie musi być przedmiotem zachwytu w Warszawie. A zachwyt w tej branży jest pojęciem ekonomicznym, bo przekłada się na taką ilość sprzedanych biletów, która gwarantuje nie tylko zwrot kosztów sprowadzenia do Polski koncertu czy imprezy – ale również zysk. Zachwyt wymierny w nawet najbardziej entuzjastycznych recenzjach i ekstremalnym zadowoleniu publiczności wcale nie smakuje słodko, jeśli do przedsięwzięcia trzeba dołożyć.

– Zdarzało się to panu?
– Nie raz.

– Zdradzi pan z jakich powodów? Złe prognozy gustów lub cen biletów?
– Najczęściej – nieprzewidziane okoliczności. Identycznie jak tsunami w Japonii czy zamieszki w Londynie wpłynęły na indeksy giełdowe – tak nagłe wydarzenia determinowały niektóre nasze przedsięwzięcia. Po bardzo udanym koncercie Tiny Turner na sopockim Hipodromie, na który przyszło 70 tysięcy ludzi – zaplanowaliśmy Erosa Ramazzottiego. To było rozsądne szacowanie frekwencji, ale w dniu koncertu Gdańsk znalazł się pod wodą. Impreza, która rentowała się przy 40. tysiącach widzów zgromadziła 6.

– Nie odechciało się panu wysokobudżetowych koncertów?
– Wręcz przeciwnie. Podobne sytuacje są doskonałą lekcją tego biznesu. A poza tym – żadna działalność nie jest usłana różami. Nie wyszedł Eros Ramazzotti, za to udały się: Ricky Martin, Patricia Kaas i wiele, wiele innych. Przez jakiś czas rzeczywiście odeszliśmy od koncertów na rzecz spektakli teatralnych, których zrealizowaliśmy ponad 600 oraz słynnych światowych wystaw gromadzących w Polsce po kilkadziesiąt tysięcy widzów.

– Mimo to zdecydował się pan na zainwestowanie w musical Forever King of Pop i pokazanie go w kilku polskich miastach. Dlaczego?
– Bo to znakomity musical. Po śmierci Michaela Jacksona powstały setki przedsięwzięć artystycznych dedykowanych Królowi Pop, ale żadne z nich nie zostało zaaprobowane przez bardzo rygorystyczną Fundację Jacksonów, kierowaną przez rodzinę. Ten musical był jedynym, który zyskał ich aprobatę, a to bardzo dobra homologacja.

– Czy ten certyfikat wystarczy, aby musical się sprzedał w Polsce?
– Z pewnością nie. Oczywiście uznanie Jacksonów jest bardzo ważne, ale poza tym to świetna sztuka. Czterdziestu wybitnych artystów: tancerzy, wokalistów, muzyków i pełen autentyzm: ani jednej nutki z playbacku. Wszystko na żywo.

– To dostateczny nośnik marketingowy gwarantujący rentowność?
– Ważny nośnik. Ważny, bo pozwala powiedzieć ludziom: ten wspaniały zespół zagra specjalnie dla was w Warszawie, Zabrzu, w Gdańsku, czy w Bydgoszczy. W każdym z miast to będzie autorskie przedstawienie, a nie elektroniczne odtworzenie musicalu. To istotne, choć najlepiej – rzecz jasna – sprzeda się tu legenda Michaela Jacksona: bez wątpienia najwybitniejszego artysty muzyki pop wszech czasów.

– Musical „Forever King of Pop” jest młody i daleko mu do popularności sław Brodwayu, granych na całym świecie przez dwadzieścia lat. Nie bezpieczniej byłoby poczekać, aż obrośnie legendą i wtedy go sprowadzić? Sukces byłby jakby pewniejszy…
– Zgoda. Ale dlaczego mamy ciągle stać na końcu światowego ogonka? Dlaczego musi obowiązywać zasada: jak już impreza była wszędzie to niech będzie i w Polsce. Dlaczego nie może być odwrotnie? Jesteśmy dużym krajem, w środku dużego kontynentu o imponujących dokonaniach w sztuce, kulturze i rozrywce, a zatem: po co się asekurować? „Forever King of Pop” miał premierę w Madrycie, teraz będzie Lizbona, Paryż i zaraz potem Polska. Daleko po nas są Anglicy, Niemcy i inne kraje tak zwanej starej Unii – potentaci w dziedzinie organizacji tego typu imprez. A jednak tym razem poczekają, niektórzy nawet po kilka lat, na ten musical. Tymczasem polska publiczność obejrzy go już w marcu. U siebie – dojeżdżając na występ tramwajem lub dochodząc spacerem.

– Chce pan powiedzieć, że to jaskółka wielkich koncertów, jakie zawitają do Polski?
– Chcę powiedzieć, że parę lat temu byłoby to niemożliwe. Mieliśmy Salę Kongresową oraz marzenia o dużych scenach i widowniach. Dziś zupełnie się to zmieniło. W Polsce powstały hale widowiskowe światowego formatu. Budujemy stadiony zdolne przyjąć każdą gwiazdę wraz z jej międzynarodowymi fanami, bo połączeń lotniczych i bazy hotelowej też nie możemy się wstydzić. Zapraszamy „Forever King of Pop” bez kompleksów.

– Sukces pewny?
– Nigdy nie jest pewny. Nie mniej biorąc pod uwagę popularność Michaela Jacksona, scenariusz musicalu przedstawiającego całe jego życie – występują nawet dzieci, markę jego muzyki i talent twórców „Forever King of Pop” – to wszystko dobrze wroży.

Co lubi Grzegorz Furgo?

Zegarki – Tag Heuer. Czarny, sportowy, klasyczny
Pióra – Montblanc. Klasyka: czarne, z tłoczkiem
Ubrania – Italian fashion: dopasowane garnitury, swetry, dżinsy, buty – z włoskim designem i włoskimi metkami
Wypoczynek – Najlepiej wśród ludzi, w dużych metropoliach. Zdecydowanie Nowy Jork i Rzym
Kuchnia – śródziemnomorska, owoce morza w każdej postaci
Restauracja – włoskie. Jeśli plamić włoskie ubrania to włoskimi potrawami
Samochód – Alfa Romeo Brera, napęd 4×4, silnik benzynowy 3,2 litra