Czy lata dwudzieste będą czasem międzynarodowej ekspansji polskich firm?

Polskie inwestycje za granicą to temat, który jeszcze nie jest modny. Czy zmieni się to w nadchodzącym dziesięcioleciu? O działalności polskich przedsiębiorstw na rynkach międzynarodowych rozmawiamy z Leszkiem Zołotarskim, prezesem firmy EL-Expert zajmującej się montażem urządzeń przemysłowych na rynkach Europy Zachodniej.

Panie prezesie, oprócz tego, że z sukcesami prowadzi Pan międzynarodową firmę, jest Pan też ekspertem od inwestycji zagranicznych. Proszę powiedzieć, ile tak naprawdę polskie firmy inwestują za granicą?

Zacznijmy od tego, że zgodnie z raportem Narodowego Banku Polskiego, polskie inwestycje bezpośrednie w 2018 roku były ujemne i wyniosły -1,466 mld złotych. W rekordowym roku 2016 wynosiły ponad 45 miliardów złotych a w 2017 nieco ponad 8 miliardów. W 2018 roku polskie firmy najwięcej zainwestowały w  Luksemburgu (6,6 mld złotych). Są to głównie inwestycje w spółki służące do optymalizacji podatkowej. Ponadto ponad 4 miliardy złotych polskie firmy zainwestowały w Czechach. Ujemna wartość inwestycji wynika z tego, że inwestorzy pozyskują kapitał za granicą i zobowiązania z tego tytułu w roku 2018 przekroczyły wartość inwestycji.

Patrząc na dane NBP, nie widzę aby polskie przedsiębiorstwa poważnie inwestowały w tworzenie zakładów produkcyjnych czy sieci dystrybucji swoich produktów za granicą. Dzieje się tak mimo tego, że wartość eksportu rośnie stabilnie od wielu lat.

Jakie są powody takiego stanu rzeczy?   

Składa się na to kilka czynników, po pierwsze polska gospodarka od wielu lat rozwija się relatywnie dynamicznie. Wielu polskich przedsiębiorców nie czuje więc potrzeby szukania rynków zbytu za granicą. Polski rynek im wystarcza.

Po drugie wciąż mamy do czynienia z barierami mentalnymi czy językowymi. A przecież pokonanie ich, to przy inwestycji za granicą dopiero początek wyzwań. Potem trzeba sobie poradzić z zagadnieniami prawnymi, finansowymi, personalnymi oraz z rzeczą najważniejszą – znalezieniem źródła trwałej przewagi konkurencyjnej nad firmami lokalnymi.

Firmy i menedżerowie z Europy Zachodniej mają działalność na wielu rynkach w swoim DNA. Polsce jest trudniej. Nie była nigdy państwem kolonialnym, nie ma na Świecie rozbudowanych stref wpływów.

Dane ONZ i OECD pokazują, że wartość zagranicznych inwestycji bezpośrednich spada też w skali całego Świata.

Tak, to prawda. Eksperci mówią głównie o tym, że jest to spowodowane zmianami podatkowymi w Stanach Zjednoczonych. Od końca 2017 roku amerykańskim korporacjom bardziej się opłaca płacić podatki w USA, stąd nie są już tak zainteresowane ekspansją. Aktywność amerykańskich firm na rynku światowym jest tak duża, że zmiany podatkowe w USA mogą bardzo szybko przełożyć się na statystyki globalne.

Jednak, czego część ekspertów nie zauważa w ogóle, światowy trend spadkowy w wartości inwestycji zagranicznych zaczął się już w roku 2015. Poza tym, popatrzmy jakie w tej chwili są lokomotywy amerykańskiej gospodarki: Apple, Microsoft, Google, Facebook. Może z wyjątkiem Apple, nie są to firmy, które budują fabryki na całym Świecie.

I tutaj dochodzimy do sedna problemu. Być może wartość zagranicznych inwestycji bezpośrednich jako miernik stosowany przez ekonomistów traci na znaczeniu. Zmienia się struktura produktowa wymiany międzynarodowej. Jeżeli naszym produktem jest system operacyjny, gra komputerowa albo aplikacja mobilna, nasza strategia nie będzie zakładać dużych bezpośrednich inwestycji za granicą. Nie stawia się fabryk, żeby produkować oprogramowanie. Natomiast rolę lokalnych sieci dystrybucji przejmują globalne serwisy internetowe, takie jak App Store czy Amazon.

Co działa na korzyść, a co na niekorzyść polskich przedsiębiorstw próbujących wejść na rynki zagraniczne?

Obecnie najważniejszym problemem jest konflikt handlowy na linii USA – Chiny. Ponadto USA mają nieco mniejsze konflikty z Niemcami, Francją, Rosją, nie zapominajmy też o Iranie. Jest to czas powstawania barier i skutki tego mogą sięgać daleko poza kraje toczące konflikty. Na przykład Chiny są ogromnym importerem surowców. Spowolnienie gospodarcze w tym kraju może więc bardzo mocno uderzyć w kraje Zatoki Perskiej, Rosję, czy Australię.

W przeciwieństwie do poprzednich globalnych konfliktów, gdzie Polska była w samym centrum wydarzeń, tym razem jesteśmy na peryferiach. Mamy dość dobre stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, a członkostwo w Unii Europejskiej gwarantuje nam, że nasi najważniejsi partnerzy handlowi nie wprowadzą nagle barier utrudniających handel.

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedno zjawisko. Mało kto wie, że obecny poziom średnich wynagrodzeń w Chinach jest już na poziomie polskiego. To jest ogromna szansa dla polskich producentów. Chiny powoli tracą przewagę kosztową a zostają z problemem wysokich kosztów transportu do Europy. Wejście polskich producentów na miejsce chińskich stanie się łatwiejsze.

Ale czy damy radę zająć miejsce Chin bez znaczących inwestycji zagranicznych?

Ta sytuacja po prostu musi się zmienić. Nasze inwestycje zagraniczne będą rosły, gdyż polska gospodarka jest coraz bardziej powiązana z rynkami międzynarodowymi.

Na przykład z ostatnich danych wynika, że Orlen całkiem nieźle radzi sobie w Niemczech. Może zdecyduje się pójść za ciosem i zwiększyć swoje zaangażowanie za granicą. Być może nasze instytucje finansowe zdecydują się na zagraniczne akwizycje. Jest to całkiem możliwe, tym bardziej że okazji nie brakuje.

Kilka znaczących inwestycji może całkowicie zmienić obraz sytuacji. Prawdopodobnie w najbliższych latach nadal wzrośnie nasz eksport. A potem, w końcu, polskie przedsiębiorstwa zauważą, że korzystanie z pośredników z Luksemburga też ma swoją cenę i nie ma sensu dzielić się marżą.